obrazek dwóch rozmawiających osób

Listopadowa wizyta studyjna w Norwegii

 

Zaufanie. W zgodnej opinii uczestniczek i uczestników to słowo – klucz i największa lekcja wizyty studyjnej projektu “Jak rozmawiać?” w Norwegii. Tusen takk skal du ha! Dziękujemy!

Wraz z przewodniczkami dialogu z Barlinka, Białej Podlaskiej, Krakowa, Krypna, Michałowic, Skarżyska-Kamiennej oraz Szczecina, w dniach 13-16 listopada 2023 odwiedziliśmy gminy Asker, Kongsberg oraz Skedsmo w pobliżu Oslo.
Po co? By przyjrzeć się, jak mieszkańcy i mieszkanki Norwegii praktykują dialog i w jaki sposób budują swoje społeczności, wspólnoty lokalne. Współorganizatorkami naszej wizyty po stronie norweskiej były m.in. osoby, które wcześniej uczestniczyły w warsztatach z facylitacji i transformacji konfliktów Nansen Center for Peace and Dialogue w Palczewie.

Co zobaczyliśmy?

Społeczności, w których praktykuje się zaufanie. Do licznych bibliotek osoba posiadająca kartę może wejść po godzinach pracy, gdy w środku nie ma żadnej osoby z obsługi. Dostaje w tym celu specjalny kod do drzwi. Może zabrać zamówione wcześniej książki, skorzystać z aneksu kuchennego, popracować. Czy kiedykolwiek ktoś nadużył zaufania? – zapytaliśmy w Asker. „Raz zdarzyła się drobna dewastacja” – odpowiedziała nam polska pracowniczka biblioteki, która nam o niej opowiadała.

Przejawem zaufania jest również sposób, w jaki korzystać można z tzw. community houses, czyli domów wspólnoty – wspólnej przestrzeni, w której organizować można spotkania, zajęcia, warsztaty. Przestrzenie te nie mają ścisłej agendy – są dostępne dla osób, które mają ochotę zorganizować coś dla innych. Jeśli ktoś ma ochotę podjąć taką aktywność nieodpłatnie, skorzysta z niej za darmo, jeśli komercyjnie – wnosi opłatę. 

Ważnym aspektem wizyty było przyjrzenie się, w jaki sposób poszczególne instytucje koordynują swoje działania. Dom kultury, community houses czy biblioteka, ale także ośrodek zdrowia współpracują z sobą, by uzupełniać swoje działania. To ważne między innymi w obszarze integracji osób przybywających do danej społeczności. Elementem tej integracji jest dialog. W ramach wizyty rozmawialiśmy z facylitatorkami dialogów dla grupy kobiet z krajów arabskich – projektu trwającego dwa lata. Tyle czasu potrzebowały jego uczestniczki, by poczuć się w Norwegii na tyle pewnie, by móc być częścią społeczności. 

Dialogowi i integracji sprzyja również sposób urządzenia przestrzeni miejsc, które odwiedziliśmy. 

To były cztery intensywne dni pełne spotkań, rozmów, wymiany doświadczeń i refleksji nad tym, jak ważny jest dialog w budowaniu wspólnoty oraz jako narzędzie budowania zaufania społecznego. Przyglądaliśmy się debacie lokalnej w norweskim wydaniu, dzieliliśmy się naszymi doświadczeniami dialogu i rozmawialiśmy o tym, gdzie i jak zrobić więcej miejsca na dialog oraz o tym, jak zapraszać członków i członkinie społeczności do wspólnych działań. 

W gminie Asker odwiedziliśmy Spikkestad, Heggedal i Asker oraz ich nowe miejsca – innbyggertorg (community house), łączące otwartą i przyjazną przestrzeń dla mieszkańców z urzędnikami. Można tam wziąć udział w zajęciach i zorganizować swoje zajęcia, warsztaty, spotkania. Można tam porozmawiać, napić się kawy oraz uzyskać informacje i wskazówki dotyczące usług świadczonych przez gminę. Te przestrzenie są wyjątkowo inkluzywne, przyjazne i zapraszające. Odwiedziliśmy również bibliotekę i ratusz w Asker oraz uczestniczyliśmy w polsko-norweskim dialogu wg. zasad propagowanych przez Centrum Nansena. 

W Kongseberg odwiedziliśmy imponujący budynek KRONA (Centrum Kultury i Nauki Kongsberg), w którym na sześciu piętrach działa wiele instytucji i organizacji, w tym m.in. biblioteka, centrum wolontariatu, centrum nauki, kino, teatr muzyczny, uczelnia, szkoła. Uczestniczyliśmy w lokalnej debacie organizowanej cyklicznie przez lokalną bibliotekę, w której uczestniczyli eksperci, przedstawiciele partii politycznych i rady młodzieżowej.

W gminie Skedsmo rozmawialiśmy z liderkami grupy dialogowej w języku arabskim, odwiedziliśmy nowo powstałe centrum dla organizacji wolontariackich w Husebylåven oraz najnowszą w Norwegii bibliotekę w Lillestrøm, będącą centralnym miejscem spotkań mieszkańców. Poznaliśmy również osoby pracujące na co dzień nansenowską metodą dialogu z grupami migrantów i uchodźców oraz z grupami młodzieżowymi. 

Były z nami przedstawicielki: 

Dziękujemy!

 

Co z norweskich doświadczeń wzięły z sobą uczestniczki wizyty? Które z nich spróbują przełożyć na realia swoich społeczności?

Przeczytajcie relacje:

W pełnym zachwycie obserwowałam lokalne „innbyggertorg”… budynki łączące funkcje urzędów, bibliotek, domów kultury, centrów wolontariatu i miejsc spotkań lokalnej społeczności. Ta wielofunkcyjność powoduje, że w tych miejscach jest ciągły ruch… tu biją serca lokalnych społeczności. Urzekły mnie wnętrza – ciepłe, wspierające rozwój, nie pstrokate, nie przebodźcowujące. Co jakiś czas, słuchając naszych norweskich gospodarzy, słyszałam takie oczywiste rzeczy, które u nas nie są takie oczywiste… że nowe książki z pięknymi grafikami wspierają zainteresowanie książkami, że zmuszanie do czytania z kolei wcale nie wspiera, że prawie każdy mieszkaniec jest zaangażowany w jakąś działalność społeczną. Zastanawiałam się jak to jest możliwe, że tam to działa a u nas nie? Dla mnie słowem-kluczem jest tu wolontariat i zaufanie społeczne. Widać, że Norwegowie (przynajmniej Ci, których spotkaliśmy) ufają sobie nawzajem, urzędy mają zaufanie do mieszkańców a mieszkańcy szanują wspólne dobro. I od małego uczeni są współpracy i działań społecznych (dowiedziałam się, że cv bez wolontariatu jest tu dużo mniej wartościowe dla pracodawców). Fakt, Norwegia jest też bardzo bogatym krajem z historią, która doprowadziła ich do tego miejsca i takich relacji, ale myślę, że wiele z tych działań można przenieść na nasze lokalne podwórko korzystając z podpatrzonych dobrych praktyk.
Wróciłam z pytaniem, jak to można zrobić u nas?  Okazało się, że jest w Polsce wiele miejsc, w których takie miejsca działają a i u nas – lokalnie – były podejmowane próby stworzenia czegoś podobnego… może tym razem się uda?”
– Maria FIlipiak

Wizyta dała mi bardzo dużo do myślenia, jednak za jej największą wartość uważam to, że wyzbyłam się kompleksu małomiasteczkowości i gorszej jakości naszej lokalnej oferty biblioteczno-kulturalnej. Okazało się, że nasza miejska biblioteka, jej dział dziecięcy (Barwna – biblioteka dla dzieci), Multicentrum i Bialskie Centrum Kultury są na naprawdę europejskim poziomie.
Drugi ważny obszar moich obserwacji – idea wolontariatu i jej propagowanie w naszych lokalnych społecznościach – tu mamy dużo do zrobienia. (…)
Wyjazd był dla mnie przeżyciem na wielu poziomach: zawodowym (rozwój mojej organizacji, rozwój mnie jako liderki fundacji, mój rozwój jako szefowej małej firmy), osobistym (podążanie ścieżką rozwoju w duchu odwagi i szukania kontaktu z ludźmi z innych środowisk, dążenie do wejścia w inne bańki), a także społecznym (poczucie odpowiedzialności za moją lokalną społeczność i jej dobrostan). Poznałam 8 wspaniałych osób i mam pewność, że będę te znajomości podtrzymywać. Było super i nie są to czcze słowa!
– Sylwia Sawicka

Wyjazd studyjny był doskonałym sposobem na poszerzenie horyzontów, nawiązania nowych znajomości. Ogromnie cieszę się, że mogłam obserwować to jak Norwegowie potrafią współpracować, działać na rzecz społeczności lokalnej, odpowiadać na zgłaszane potrzeby. Byłam pod wrażeniem ich poziomu zaufania społecznego oraz tego, jak potrafią sprytnie łączyć wiele instytucji czy różnych funkcji w danym budynku, by zoptymalizować chociażby wydatkowanie środków publicznych. Okazuje się, że w jednym budynku może funkcjonować kościół i miejsce do spotkań różnych grup i doskonale to ze sobą współgra. Byłam zachwycona norweskimi biblioteki – wielkością, rozwiązaniami technicznymi, ilością pracowników. To fantastyczne, że władze zauważają, jak ważna jest kultura, i że warto w nią inwestować. 
Jeszcze raz ogromnie dziękuję za tę możliwość! 
 Beata Rogalska 

Wyjazd zorganizowany przez Fundację Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego do Oslo i jego okolic był niezwykle inspirującą inicjatywą dla mnie. Podczas naszej podróży odwiedziliśmy lokalne biblioteki, urzędy oraz miejsca spotkań, specjalnie przygotowane przez samorządy dla mieszkańców –Innbyggertorg.
Celem była obserwacja norweskiej sztuki prowadzenia dialogu. Zachwyciłam się starannie zaprojektowanymi przestrzeniami, które służą lokalnej społeczności, oraz ogromnym zakresem możliwości partycypacji i aktywności mieszkańców. W trakcie naszej wizyty odbyło się wiele pouczających prezentacji, debat i networkingu. Fascynujące było obserwować, w jaki sposób Norwegowie rozmawiają na trudne tematy – z obiektywizmem i spokojem, pomimo różnorodności opinii.
Dodatkowym atutem dla mnie była facylitacja dialogu norwesko-polskiego w języku angielskim na temat „Dialog jako narzędzie budowania lokalnej społeczności”, podczas którego mogłam wykorzystać i podszkolić umiejętności facylitacji oparte na metodologii Nansen Fredssenter (Nansen Center for Peace and Dialogue).
Ta podróż była również świetną okazją do nawiązania kontaktów polskich i norweskich, za co dziękuję ekipie FRSI.
– Izabela Tutur-Dudek

W każdym z odwiedzanych miejsc i w następstwie rozmów z lokalnymi animatorami i urzędnikami ujęło mnie poważne traktowanie publicznych miejsc spotkań dla mieszkańców, bez względu na wielkość miejscowości. Moje bibliotekarskie serce przepełniała ekscytacja gdy raz za razem obserwowałam, że to właśnie biblioteki są często “centrami” dla społeczności – miejscami spotkań, niezobowiązujących odwiedzin, edukacji – i tej dla młodych i dla dorosłych, no i zabawy i przyjemności. I to, że punkt ciężkości w myśleniu o nich położony był raczej na przestrzeń do spotkania niż na przestrzeń na regały! Ponadto idea łączenia kultury i działań społecznych w szerokim tego słowa znaczeniu: kawiarenka, sale spotkań, usługi związane ze zdrowiem, biblioteka i pomoc urzędników we wspólnej przestrzeni! I wreszcie “ last but not least” – możliwość samodzielnego korzystania z bibliotek oraz miejsc spotkań, poza ich godzinami pracy! Wzajemne zaufanie a za nim idąca odpowiedzialność za miejsca wspólne… do tej pory o tym myślę! Dziękuję za tę możliwość i za nowe marzenia aby i u nas takie myślenie rozwijać. 
– Elżbieta Smoczyk

 

(…) Zaufanie. 
To jest słowo klucz całego wyjazdu. Padało na każdym kroku z ust każdej osoby, którą pytaliśmy o to, jak funkcjonują budynki gminne, z których bez nadzoru mogą korzystać mieszkańcy. Zaufanie. Jak to jest dalekie od tego, co my znamy. Wieczna nieufność: do władzy, do polityków, do ludzi, do lekarzy, do wszystkiego chyba. A tam np. gmina wyremontowała zabytkową stodołę i wraz z licznymi organizacjami społecznymi w toku konsultacji powstało miejsce do różnych aktywności mieszkańców. Wszystko nowe, pachnące, z drogim sprzętem nagłośnieniowym, ogromną kuchnią, salą warsztatową, salą koncertowo-imprezową. I każda organizacja nieodpłatnie może taką przestrzeń zarezerwować. Dostaje swoje kody dostępu, bo w budynku nie ma ochrony. Kilkadziesiąt organizacji wypracowuje grafik i wspólnie dzieli się miejscem. Pięknie, prawda? Nie ma odźwiernego, nie ma klucznika, który jest panem i władcą drzwi. Wpuści lub nie wpuści. Jest zaufanie. I tak właśnie funkcjonują tzw. „community houses” – miejsca, które należą do gminy, ale są przeznaczone dla mieszkańców. Przychodzą tam dzieciaki po szkole odrabiać lekcje, mamy z maluchami na kawę (można ją zrobić nieodpłatnie), sąsiedzi poplotkować, seniorzy malować lub czytać książki, można się umówić ze znajomymi na wspólne gotowanie w kuchni, sesyjkę na PS4 lub znaleźć przestrzeń do pracy zdalnej. Biblioteki są otwarte dla mieszkańców po godzinach otwarcia. Po zamówioną książkę wchodźmy do budynku. Kiedy zapytałam czy w Norwegii istnieją książkomaty, to dostałam prostą odpowiedź – po co miałyby być, jak każdy czytelnik może wejść po książkę do środka.
Biblioteczne zaskoczenia
Podczas tego wyjazdu odwiedziliśmy kilka bibliotek. I co ciekawe, w każdej z nich były polskie książki, czasami w naszym ojczystym języku, czasami przetłumaczone. Furorę w dziale dla dzieci robią słynne „Mapy” z wydawnictwa Dwie Siostry. Jak widać, nie tylko polskie dzieci je uwielbiają.
Norweskie biblioteki to są często miejsca tętniące życiem. Ich misją jest aktywizowanie mieszkańców. Organizują różne wydarzenia, warsztaty, spotkania. W bibliotek w Asker istnieje wypożyczalnia obrazów – każdy czytelnik może wypożyczyć do swojego domu na kilka tygodni obraz, zazwyczaj lokalnego artysty. Super, prawda? (…) W dziale dziecięcym znaleźliśmy bardzo ciekawe torby tematyczne, poświęcone danej książce. Oprócz książki w zestawie jest często gra, zabawka, coś do oglądania lub słuchania. Na jeden kod wypożycza się taki box i dziecko na różne sposoby poznaje rzeczywistość bohaterów książek. 
Odkryliśmy na ulicy biblioteczkę plenerową w nieużywanej budce telefonicznej, w dziale dziecięcym las, do którego można wejść, zasłonić się i w nim odpocząć w ciszy i spokoju, a także, na przeciwnym biegunie bodźców są pokoje z PlayStation i specjalne przestrzenie tylko dla nastolatków (to jest grupa, o którą najtrudniej zawalczyć i norweskie sposoby są całkiem dobrym wabikiem).
W Norwegii w szkole podstawowej nie ma żadnej lektury obowiązkowej. Ale jest za to np. codzienne 15-minutowe czytanie drukowanego tekstu. Dzieci przed lekcjami mają za zadanie czytać coś, co jest wydrukowane i co same wybierają. Książka, komiks, gazeta. Podoba mi się pomysł codziennego obcowania z drukiem. 
Rzeźby nasze codzienne
To, co rzuca się w oczy w każdym z odwiedzonych miejsce, to powszechność i dostępność sztuki na ulicach i w miejscach publicznych. Rzeźby można znaleźć w najmniej oczekiwanych miejscach. Obrazy były w każdym z odwiedzonych urzędów i miejsc kultury. Mieliśmy też ciekawą dyskusję o pewnej ogromnej czarnej rzeźbie, która wzbudziła wśród mieszkańców Lillestrøm podzielone opinie. Problemy są te same i w Polsce, i w Norwegii. Ale tam podejście jest proste – rolą sztuki jest dawać przyczynek do rozmów, do wyrażania swoich opinii, do ścierania się zdań, do pobudzania i super, że są kontrowersje. Więc niezależnie od tego, czy komuś rzeźby się podobają, czy nie – Norwegowie wierzą, że sztuka na ulicy jest potrzebna.
Nagość okiełznana
W urzędzie miasta w Asker po przekroczeniu drzwi wejściowych wita nas rzeźba nagiego mężczyzny. Nikt nie dorabia mu listka figowego, nikogo to nie gorszy. Majestat urzędu jest niezagrożony. I to jest to, co odróżnia nas od Norwegów – u nas byłoby to gorszące, obrażałoby uczucia. U nich jest po prostu ludzkie, zwyczajne. W listopadzie trudno co prawda dostrzec inne aspekty z tym tematem związane, ale powszechność pływających saun w samym środku Oslo też świadczy o tym, kiedy kobieta wychodzi w bikini i skacze do wody kilka metrów od Opery, to jednak kultura wysoka też sobie radzi z tą nieobyczajnością. 
Łączenie funkcji – 2w1, 3w1 itd.
Kolejne zaskoczenie to niesamowita umiejętność łączenia funkcji różnych miejsc i przestrzeni publicznych, aby zaspokajały jak najwięcej potrzeb. Na przykład w Skikkestad w jednym budynku działa kościół i „community house”. W sali nabożeństw jest urządzona sala prób z różnymi instrumentami, w tym z perkusją. Podczas dużych wydarzeń sala kościelna jest otwierana na oścież i łączy się z gminną salą widowiskową. 
Schody w bibliotekach i miejscach publicznych często nie są tylko schodami. Są schodo-siedzeniami. Można usiąść, nakarmić dziecko, poczytać książkę, wyciągnąć laptopa czy poleżeć. Schody służą także naturalnie jako miejsca dla widowni podczas mniejszych wydarzeń. Skwerki do odpoczynku i place zabaw są wyposażone np. w akcesoria do czyszczenia grilla plenerowego. Biblioteka nie jest tylko biblioteką. A ściany urzędów są również małymi galeriami sztuki.
Bez tabu, bez spinki, ale dobrze zorganizowani
Daje się zauważyć, że Norwegowie przerobili już różne tematy tabu i jakoś tak bardziej otwarcie cieszą się życiem. Nikogo nie dziwi na półce w bibliotece książka o aborcji czy o parach jednopłciowych. Ani naga rzeźba z penisem w urzędzie. Dzieci przedszkolne znają błoto i dużo czasu spędzają na dworze, także podczas mrozów. Czasami można odnieść jednak wrażenie, że Norwegowie bywają zamknięci, nietowarzyscy. Jedna z naszych norweskich przewodniczek powiedziała, że są to pozory. Norwegowie po prostu lubią być zorganizowani i planować. Nie wpadają do siebie bez zapowiedzi do domu, nie wpadają pożyczyć szklanki cukru i na ploty do sąsiada tak po prostu. Ale zrzeszają się od najmłodszych lat w różnych organizacjach. Ponoć typowy Norweg należy minimum do dwóch organizacji społecznych czy klubów sportowych. A ciekawe jak tam na tym tle wygląda typowy Polak?
Listopadowa Norwegia była już trochę mroźna i śnieżna, ale bardzo przyjazna. Dziękuję całej ekipie i Fundacja FRSI. (…)
– Kasia Gizińska